Garść smutnych policyjnych statystyk na dziś.
W 2019 roku w Polsce utonęło 546 osób.
98 z nich, przed tragedią spożywało alkohol.
Najwięcej osób utonęło w jeziorach, najmniej w morzu (odpowiednio 120 i 21).

Na wszystkich szkoleniach jak mantrę powtarzamy „bezpieczeństwo, dbaj o bezpieczeństwo, sprawdź czy jest bezpiecznie, bezpieczeństwo ratownika jest najważniejsze…” Dla nas to norma, że zanim „na hura” rzucimy się aby ratować czyjeś życie, na chłodnio kalkulujemy, czy możliwe straty są warte poniesienia. Ratownictwo wodne to upiornie trudna działka. Co roku część z osób, która straciła życie w wodzie, zapłaciła najwyższą cenę właśnie podczas próby ratowania osoby tonącej. Bardzo nie lubię porównania „tonący brzytwy się chwyta”, ale chyba najlepiej wpisuje się w tematykę tego wpisu.

Jest w nim dużo prawdy dotyczącej osób walczących o życie w wodzie. Mogą wykazać się ogromną siłą, a wola przeżycia zamieni cię szybko z ratownika w ofiarę. Z tego powodu najgorszym co możemy zrobić widząc osobę, która ma problem z utrzymaniem się na wodzie, to wskoczyć na pomoc bez żadnego sprzętu.

Sprzęt śmiało możesz wpisać w cudzysłów. Nie oszukujmy się – nikt z nas nie chodzi na spacer z kołem ratunkowym, rzutką czy innym narzędziem do ratownictwa wodnego. Ale pisząc „sprzęt” mam na myśli po prostu coś, co możesz puścić kiedy podasz to tonącemu – gałąź, linę, plecak, bluzę – cokolwiek. W ten prosty sposób zapewniasz sobie bezpieczeństwo w momencie, gdy poszkodowany zacznie wciągać Cię pod wodę.

Jak typowy turboratownik zacząłem od sprzętu. Mój błąd. Umiejętności są nie mniej ważne. Zgadzam się w 100%.

Jako osoba pływająca powyżej przeciętnej – na dystansie 100m czy 5km – nie uważam, że nadaję się do ratownictwa wodnego. Z prostego powodu. Pływać umiem – ratować w wodzie nie umiem. Podobnie na lądzie – gdy umiesz prowadzić ambulans albo nieść plecak z lekami i sprzętem, to niekoniecznie umiesz wykonywać medyczne czynności ratunkowe. I mało tego – większość odpowiedzialnych ratowników wodnych powie ci to samo – OSTATNIM dobrym pomysłem w przypadku tonącego poszkodowanego jest dopłynięcie do niego.

Rozsądnym sposobem na bezpieczne ratownictwo w wodzie jest zasada 5D.

  1. Dowołaj – upewnij się z bezpiecznej pozycji czy poszkodowany potrzebuje pomocy. Wezwij pomoc.
  2. Dosięgnij – podaj poszkodowanemu coś co masz w zasięgu ręki (wspomniana gałąź, ubranie itp., króre możesz trzymać w dłoni i doholować poszkodowanego do brzegu)
  3. Dorzuć – jeśli tonący jest za daleko na użycie sprzętu, który możesz podać np. z pomostu, dorzuć do niego coś, co pozwoli utrzymać mu się na wodzie. Jeśli znajdujesz się na strzeżonym kąpielisku – możesz użyć np. rzutki i doholować poszkodowanego do brzegu.
  4. Dowiosłuj – użyj łódki, pontonu, deski surfingowej itp. jeśli poszkodowany jest za daleko aby dorzucić sprzęt ratunkowy. Nadal nie wchodź do wody. Kiedy dopłyniesz podaj poszkodowanemu np. wiosło, ubranie itp. – patrz zasada nr 2.
  5. Dopłyń – jak wspomniałem wyżej, jest to najbardziej ryzykowne postępowanie. Jeśli jesteś zmuszony płynąć do poszkodowanego – patrz zasada nr 2.

Zdejmij buty, ubranie. To, że potrafisz przepłynąć na basenie 100m bez przerwy – nie znaczy, że w jeziorze czy morzu zachowasz się tak samo. Myśl o swoim bezpieczeństwie!

Możesz zapytać „ po co koleś, który nie jest ratownikiem wodnym wymądrza się w artykule o ratowaniu tonących?”. Odpowiedź jest prosta – z powodu bezpieczeństwa i świadomości zagrożenia.

Wypoczywajcie bezpiecznie nad wodą. Cieszcie się wakacjami i nie dajcie się Posejdonowi. Czy tam innemu Neptunowi.

 

Piona

Grzegorz Majsner